Monthly Archives: wrzesień 2010

przez życie spacerem czy rakietą?

Chciałam przez swoje życie przejść spacerem. Pewnie dlatego, że tak wiele wpływu na moje wychowanie miała moja Babcia kochana. Ona wiedziała, że trzeba smakować życie i się nim cieszyć, bo szybko mija. Tak więc marzyłam o spokojnej wędrówce, w czasie której mogę bacznie oglądać wszystko wokół i cieszyć się każdym mijanym zdarzeniem, każdą mijaną przygodą. Tymczasem życie najpierw zamiast na spacer, posadziło mnie na rower. Było miło, a wiatr we włosach całkiem przyjemnie zachęcał do zabawy. Bardzo szybko z roweru przesiadałam się na pociąg. Jechałam coraz dalej i szybciej, już nie dało się ukradkiem zerwać garści kwiatów z mijającej łąki. Widziałam coraz więcej, lecz coraz mniej czasu było by się zatrzymać przy każdym zachwycie nad daną chwilą.

Przesiadki na coraz szybsze pojazdy zdarzały się już częściej. Po urodzeniu córki zaś zasiadłam do statku kosmicznego 😉

W zasadzie mam nieduże okienko, spoglądam przez nie, lecz mało widzę. Wszystko przemyka tak szybko… Zapomniałam nawet, że kiedyś lubiłam wystawiać rękę przez okno pociągu i cieszyć się powiewem wiatru. Teraz ręki nie wystawię, bo mi ją oderwie 😉

Obecna prędkość kosmiczna wprawia mnie we frustrację. Chciałabym się zatrzymać, ale nie wiem jak. Czy już dalej będzie tyko szybciej? Czy kiedyś będę mogła się przesiąść choć na chwilę na ten stary rower?

Mam taką radosną nadzieję, że tak! Czekam niecierpliwie na taką okazję 😉

zwierciadło w wannie

Kiedyś kultywowałam piękne chwile przy kawie, czytając sobie ulubione gazetki (np. Zwierciadło) lub książki dla relaksu. To był czas dla mnie. Piękne chwile: aromatyczna kawa, słodkie co nieco i gazeta do czytania. Najlepiej się do tego nadawał sobotni poranek. Ach…
Obecnie przy małej Zosi to nierealne marzenie. Tak więc dzisiaj rano za przykładem doświadczonych już rodziców (co wiedzą, jak uciekać i gdzie się chować 😉 ), poszłam się umyć i zamknęłam na dłużej w łazience. Ukradkiem po drodze sięgając po gazetę, która od 4 tygodni spogląda na mnie wytęskliwie, a to ze stolika, a to z półek różnych, na którą ja przekładam w nadziei, że coś z jej artykułów uda mi się ukraść codzienności.
Udało się. Zanim mąż dotarł do łazienki w poszukiwaniu zatopionej żony, przeczytałam nawet 2,5 artykułu. Piękne, relaksujące przeżycie. Może następnym razem pójdę do wanny również z kawą? Albo kupię płyn do kąpieli o zapachu kawy? Zawsze to jakiś ekwiwalent…

czy Warszawa da się lubić?

Wczoraj poszłam z Zosią na spacer. Wybrałam się nieco w nieznane okolice Placu Trzech Krzyży. Tym samym odkryłam, że nawet w stolicy są ładne, urocze uliczki. Co ważniejsze – mieszkamy bardzo blisko nich! 😉

Ale odkrycie! 😉

Po zaskakujących rewelacjach sklepów spożywczych na ul.Marszałkowskiej rodem z PRL-u, w których obok szamponu „Familijny” na półkach leży gwóźdź i sałata lodowa, bardziej współczesne i bardziej wyrafinowane zaułki są przyjemnym zaskoczeniem.

Nie bez znaczenia pewnie był fakt, że wczoraj świeciło piękne słońce i w końcu mogłam się cieszyć złotą polską jesienią, do której tak tęskniłam po wielu dniach chłodu i deszczu.

Tak więc miły akcent poznawczy geograficzno-architektoniczny zaliczony! 😉 Tym bardziej ważkie doświadczenie, że należę do grona tych, co stolicy nie lubią. Może ten czas, w którym mam tu mieszkać nieco to zmieni? Oby! Bądźmy optymistami! 😉

nie bądź sam w (nie)szczęściu

Codziennym błędem naszym jest myślenie, że nasz ból, tęsknoty, niewygody i cierpienie jest niepowtarzalne, jednostkowe. Zamykamy się na własne życzenie w naszym małym pokoiku bez okien. Siadamy na małym krzesełku i chyboczemy w rytm choroby sierocej. Jesteśmy sami. A to g…. prawda! Nie jesteśmy sami!!!!! Takich przykrości na świecie dużo więcej. Tych rzek łez płynie wiele i o podobnym biegu… Niestety.

Zamiast więc spoglądać na swoje smutne odbicie w lustrze – zamień lusterko na okno. Wyjrzyj przez nie i zobacz innych. Okaże się, że mają bardzo podobne problemy. To może być pierwszy krok do uzdrowienia.

Ale nie jest też tak, że nikt na tej planecie nie jest szczęśliwy 😉 Spotykałam trochę ludzi, którzy nie chcieli mi uwierzyć w moje osobiste szczęście (najmniej osób wierzy, że na prawdę jestem szczęśliwa w małżeństwie 😉 haha). Ale jestem szczęśliwa (nie tylko w chwilach z mężem 😉 ) i wiem, że można walczyć o swoje szczęście i do niego dążyć. Własne piekło i własne niebo nosimy w sobie.

deficyt hazardzisty

Kiedyś powiedziałabym, że moje życie to szuka wyboru, który z pomysłów zrealizować. Pomysłów bowiem zawsze miałam więcej niż czasu, który niestety jedynie przewidziany: 24 godziny na jedną dobę. Trudno wybrać, za którym pomysłem podążyć skoro wszystkie atrakcyjne, każdy przyniósłby jakąś nieco inną przygodę, jakieś kolejne cenne doświadczenie?

Teraz powiem, że moje życie to również sztuka rezygnacji. Tak wiele moich chęci i pomysłów nie da rady ujrzeć światła codziennego, nie dam rady poświęcić im czasu choć chwilę… Rzucam im tylko utęsknione spojrzenie, jak na dworcu przy rozstaniu. Pomacham im białą chusteczką z żalu. Tylko tą chwilę tęsknoty mamy dla siebie.

No szkoda bardzo, że ten czas taki nieubłagany. Cierpię, że wciąż posiadam jego deficyt. Jestem czasowym bankrutem, który musi spłacać wiele długów, a wciąż jak hazardzista nie może przestać korzystać z każdej nowej chwili… A tyle ich chciałabym roztrwonić…

Kończę, bo znów nie zostało mi ani kropli wolnego czasu 😉

przyjemność pachnie kawą

Dzień bez kawy dniem bez smaku 😉

Czasami zdarzają mi się poranki, kiedy mam budyniowy mózg (prostują się zwoje) i w zasadzie, nie mam pojęcia co się dzieje wokół mnie… Z rąk lecą mi trzymane przedmioty, trzeba mi powtarzać pytanie dwa razy itp. Jestem wcieleniem kawałów o blondynkach (może się kiedyś przefarbuję ;)? )

Wszystko (lub prawie) wraca do normy po kawie. Chwila z kawą jednak oprócz pragmatycznego powrotu do świata świadomych zawiera jeszcze całe morze kawowej przyjemności dla zmysłów!

Uwielbiam zapach zmielonej kawy. Mogłabym się nim „narkotyzować” 😉 Smakuje mi nie tylko kawa, jako napój, lecz również lubię słodycze o smaku kawy. Czekolada kawowa, to mój faworyt.

uhmmm…

Tak więc chwila z kawą – chwilą mojej codziennej przyjemności, która, mimo, że codzienna – nie powszednieje.

wpadła za wcześnie

Jesień, jak prawdziwa gapa, wpadła zdecydowanie za wcześnie. Umawiałyśmy się na październik, a ona – widocznie całkowicie roztrzepana – zapomniała i zjawiła się za wcześnie. Teraz nie wiadomo, jak postąpić? Czy powiedzieć gapie, że niestety ale nastąpiła pomyłka? Że ja bardzo chętnie i gościnnie ją przyjmę, ale nie w tej chwili? Jak się zachować, by nie popełnić foux pas? Całkiem bowiem się zadomowiła: strzepała krople z  płaszcza i przez kilka dni padało (ba! lało niesamowicie); zasiadła na kanapie, rzuciła chłodne spojrzenie i zawiało chłodem… Sugestywnie sięgnęłam po kocyk i przykryłam swoje kolana. Zrobiłam ciepłą korzenną herbatę, by jej chłodny nastrój nieco ocieplić. Może wsparło by mnie lato, tylko nie wiem, gdzie się schowało. Całkiem się nie przejmuje, nawet zadowolone, że wcześniej po pracy może wrócić do domu. Pewnie pobiegło na targ kupić tegoroczne jabłka…

A ja wyciągam z pudeł jesienne swetry, z żalem patrząc na letnie sukienki, których już może w tym roku nie założę?

Eh!