Tag Archives: niezwykłości

radosny paradoks deficytu

Im mniej mamy, tym więcej/głębiej doceniamy.

Ja obecnie – np. CZAS! 🙂

Posiadając niewiele, staramy się konsumować uważnie i powoli. Chociażby dlatego, by starczyło na dłużej, bądź by tą chwilę pamiętać, kiedy nie będziemy już mieli nic. Choć stan posiadania ‚niewiele’ jest trudny z rożnych powodów, czyni swojego ‚posiadacza’ miłośnikiem. Można być miłośnikiem wielu rzeczy, spraw i zjawisk.

Niestety jako naród wręcz lubimy się fascynować własnymi brakami, zamiast rozmiłowywać w naszym ‚małym’.  Ale to tylko stereotypy i nie o tym dziś myśl.

Podobno najszczęśliwsi w badaniach socjologicznych okazali się najbiedniejsi. I w tym właśnie coś jest. W obfitości jakoś człowiekowi mdło lub leniwie. Kiedy jednak doświadcza braku, budzi się z własnego snu. Bystrzeje, wytęża zmysły, napina mięśnie, kombinuje. A kiedy osiąga swoją małą ‚wisienkę na torcie’ rozkoszuje się w pełni radości.

Tylko ten ludzki apetyt zawsze przekracza nasze potrzeby. Apetyt mamy nieskończony. Ale teraz modne diety…

Ach ten świat paradoksów: diety w czasach konsumpcjonizmu i radość deficytu…

czas spłyca, człowiek pogłębia

Często martwię się, jak uciekający czas spłyca chwile, nad którymi nie zdążymy się rozmyślić wystarczająco głęboko. Gnamy szybciej, niż byśmy chcieli i czas wciąż okrutny, nie daje nam od swego biegu odpocząć. Pośpiech tak spłyca nasze tęsknoty serca, zawęża horyzont duszy, zacieśnia szeroko rozpostarte skrzydła naszego bycia. Wtedy właśnie tęsknię do nieba, w którym marzę by starczyło mi czasu na to, co podziwiam i kocham… i na wiele innych mniej ważnych cudowności 😉

Nie można jednak w tym biegu ominąć człowieka. Każdy bowiem jest jak studnia. Trzeba się więc zatrzymać i głęboko zajrzeć wgłąb. Patrzeć intensywnie póki w głębi toni odbije się albo czasem chmura, albo słońce… ale zawsze odrobina nieba. Do nieba tego warto czekać, dobić się i tęsknić.

Na brzegu tej studni czasem trzeba zawołać cicho wierszem, a czasem głośno i dobitnie wykrzyczeć bolesną prawdę. Wrzucam tam niekiedy kamyk mały by usłyszeć ten odgłos wpadania w niezmierzoną toń. Lubię ten odgłos ‚plum!’ 😉

Każda studnia kryje swoją tajemnicę. Jedne tajemnice pachną dawno przekwitłymi różami, wiatrem polnym i nieskończonością marzeń. Są też studnie zapuszczone, zgniłe i zapomniane. Są studnie, od których oderwać się trudno i zostajemy przy nich na dłużej… zapuszczając wgłąb pędy dzikiego wina.

A jaką my jesteśmy studnią? Co z nas czasem ‚wyłazi’? Czy jaszczurka, kwitnące pędy czy…?

anioły istnieją

W totalnym chaosie zwanym też „przeprowadzką” mieliśmy wiele chwil konsternacji, zawijania czasoprzestrzeni, frustracji, braku czasu oraz …anielskich nawiedzeń. W Piśmie Świętym ‚angelos’ to nikt inny jak ‚posłaniec’ w domyśle: niebios. Tak więc kilkoro takich nas odwiedziło.

Cóż za nieziemskie przeżycie 😉

Pierwszy strzelił drinka i pomógł rozkręcić szafę. Nie został na obiad, bo leciał dalej. Dwa takie następne: oboje chude, kościste, jedno mniejsze, drugie wysokie. Przybyli w czarnych przeciwsłonecznych okularach wielkim pojazdem. Nie robiąc wiele szumu, po krótkim wypoczynku na sofie, co jeszcze nie była złożona, pomogli nam pakować najgorsze graty. Nie zabrali ze sobą skrzydeł toteż nie dało się oknem, ani balkonem wyfrunąć z szafą – trzeba było klatką schodową. Cud jednak był – po ciszy nocnej nie zbudzili ani jednego sąsiada, mimo że sapania i stękania nie było co tłumić… Następnego dnia pomagali ogarnąć największy chaos i zabrali nas do stolicy, troszcząc się, by nas sentyment nie przykuł do starych, wejherowskich zakątków.

Tam też już czekały kolejne anioły. Jedna anielica z kwiatami i obiadem/kolacją przeniosła mnie i Zosię pod nowy adres. Nie zabrakło wieczorem białego dobrego wina, choć nie ma w tym nikogo winy, że spóźniliśmy się ok. 6 h i zabrakło prądu w naszym nowym lokum.

Następnego dnia zostaliśmy porwani na skrzydłach na obiad. Następnie zaś kolejne anielice zjawiły się by zrobić nam zakupy na śniadanie następnego dnia. Przyniosły też kolejnego dnia obiad. Miło nam było, że zasmakowały w naszych nalewkach, bo musicie wiedzieć, że anioły latają całkiem bezpiecznie, mimo kilku promili we krwi (oprócz tych, co przemieszczają się samochodem). 😉

Trudno wspomnieć i o innych darach z nieba oraz sprzyjających ‚zbiegach okoliczności’ lub ‚uśmiechach nieba’, jak kto woli, było ich bowiem wiele.

Tak więc zmęczona ale i zadziwiona tym nieziemskim anielskim zjawiskiem, rozpakowywałam kolejne pudła w Warszawce. Dla mych aniołów było to zdarzenie zwykłe i szare (anioły tak już mają – brakuje im tej podniosłości i zdolności do należytej oceny), zaś dla mnie cudowne i niebiańskie.

D-Z-I-Ę-K-U-J-Ę-!!! – tak proste, małe i niepozorne (jak anioły) ale potrzebne niebywale 😉

~~~~~~

Jesteśmy dla innych czasami aniołami, nawet nie zauważymy kiedy…jednak oni to na pewno zauważą. Nie da się przewidzieć kiedy urastają nam skrzydła, ale w każdej chwili jesteśmy w stanie otwierać serce na innych 😉