Tag Archives: kobiety

Ciasto biszkoptowe

Nie przepadam za pisaniem, widać to również na tym blogu. Ale taką mam pracę, że muszę, nawet jak nie lubię. Ostatnie 4 dni spędziłam przed komputerem i nie wiem, czy bardziej ucierpiały moje oczy, czy inna część ciała? Mój mózg jest „matematyczny” i bardziej operuje obrazami, niż samymi słowami. Dlatego to długi proces, zanim zdanie zostanie zapisane. Tak więc piękny majowy łikend+ jednen dzień gratis przesiedziałam nad komputerem. Cudowne wspomnienia! Na szczęście nauczyłam się przy okazji kilku ciekawych rzeczy, więc nie jest tak całkiem frustrująco. Gdybym miała tak codziennie, to chyba popadłabym w jakiś marazm egzystencjalny. Tak więc wzrósł mój poziom współczucia i empatii wobec tych, co muszą częściej czynić eleboraty. 

Najbardziej w całej tej pracy pisania lubię moment wysyłania artykułów. Wtedy robię im piękną stronę tytułową, oprawiam ładnie i fru! wysyłam. I to jest moja „wisienka na torcie”, cała reszta to zwyczajne ciasto biszkoptowe. 

Sprawiedliwość nasza codzienna

W Piśmie Świętym jest sporo tekstów zachęcających do czynienia sprawiedliwości. Zawsze mnie to nieco intrygowało, ponieważ zastanawiałam się, jak wiele tej sprawiedliwości mogę czynić ja – zwykły „żuczek”? Może zbyt wiele rozumiałam pod tym wielkim pięknym słowem?

Ze sprawiedliwością jest podobnie, jak ze zdrowiem: dopiero przy jej starcie uczymy się ją dostrzegać i doceniać. Doświadczenie na własnej „skórze” bolesnej i gorzkiej prawdy, czym jest sprawiedliwość, a raczej – czym jest jej brak, doprowadziło mnie do poszerzenia spektrum jej rozumienia.

Łzy – oto moi mali i skuteczni przewodnicy do głębi własnego serca i nauczyciele empatii.

Doznałam niesprawiedliwości ze względu na młody wiek, ze względu na moją płeć (najczęściej!), ze względu na brak posiadania dużego majątku i brak „wpływów” społecznych, ze względu na wrodzoną życzliwość, ze względu na osobistą wrażliwość i wiele innych aspektów, które można jeszcze długo wymieniać. Doświadczyłam niesprawiedliwości zarówno od najbliższych mi osób, od pracodawców, nauczycieli, znajomych i przypadkowych osób, jak i od sądu rejonowego. Niesprawiedliwość jest po prostu: wszędzie! Ta generalizacja nie służy, wbrew pozorom, narzekaniu naszemu powszedniemu.

Tak więc epidemia niesprawiedliwości zaprowadziła mnie do refleksji, jak wiele mogę zrobić w temacie sprawiedliwości, jako mały „żuczek”! Sprawiedliwość bowiem nie musi być sprawiedliwością wtórną, zadośćuczynieniową (zgodnie w powszechną teorią sprawiedliwości), lecz tą pierwotną, czyli czyniniem dobra, jako postawą społeczną. Co pod tym stwierdzeniem rozumiem? Otóż sprawiedliwość może być po prostu traktowaniem drugiej osoby w sposób godny, uważny i pełen szacunku. Bez stawiania jakichkolwiek warunków  godności drugiej osobie. Niby proste, nieskomplikowane i tak trudne.

Parę tygodni temu prowadziłam lekcję wychowawczą dla szóstoklasistów. Napisałam na tablicy zdanie: „Każdy zasługuje na szacunek”. Spytałam, czy jest ktoś, kto się z tym nie zgadza? Był ktoś… a dokładnie: wszyscy! Nikt wśród dwudziestu nastolatków się nie znalazł, kto by się zgodził, że istnieje szacunek do drugiej osoby bez warunków. 

Jesteśmy wychowywani, że na szacunek powinniści zapracować, następnie całe życie musimy udawadniać wszystkim wokół, że rzeczywiście zasługujemy na ów szacunek. Co – oczywiście(?)- nie gwarantuje, że spełnimy wszystkie i wszystkich warunki…

Mogę czynić sprawiedliwość każdego dnia traktując drugą osobę z przynależną jej/jemu godnością. Mogę. Nie wykracza to poza naszą ludzką umiejętność, sprawczość, możność czy intelekt. Zostaje więc pytanie: czy chcę? 

______

Foto: Martin Stranka

W(y)pada

Jako nastolatka doszłam do wniosku, że cokolwiek znajduje się w stwierdzeniu po słowie „wypada” lub „nie wypada” należy wrzucić do kosza z odpadami nuklearnymi. Ja tylko słyszałam w głowie „nie możesz być sobą”.

Kiedy w wieku 21 lat wyprowadziłam się „na swoje”, postanowiłam być wierna sobie i zapomniałam wszelkie rady, typu „wypada/ nie wypada”. Zbudowałam własny świat od nowa, na własne życzenie i własne przekonania. Nie byłam jakaś tam znowu rewolucyjna, po prostu byłam sobą. Jak nie chciało mi się jeść, to nie jadłam. Jak chciałam spać, to spałam, nawet w bibliotece uczelni. Chodziłam gdzie chciałam, robiłam co chciałam.

Kiedyś zjadłam obiad za pomocą agrafki, bo na stancji nie wzięłam sztućców, było super smaczne! Zakupy spożywcze robiłam w oparciu o skład chemiczny produktów: białko, węglowodany, minerały… i ograniczyłam gotowanie do przepisów, które kosztują czasu max. 30 minut w kuchni. Kupiłam sweter za ostatnie pieniądze i do końca miesiąca karmiły mnie koleżanki 🙂 Sweter był tego wart! 🙂

Rozkwitłam i byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.

Lubię sobie wspominać zabawne chwile, pełne głupawki zachowania, radość z łamania społecznych tabu. Ograniczenie nosimy w sobie i sami sobie nie dajemy szansy żyć, jak chcemy.

Czasami czytam o rewolucyjnych odkryciach kobiet, które pierwszy raz w życiu nie ugotowały obiadu rodzinie, lub nie posprzątały mieszkania i stały się dzięki temu ikoną narodową. Proszę! Dajmy sobie więcej luzu i po prostu prawo do życia, normalnego życia. Takiego bez zakazów, bez nakazów, ale w wolności wyrażania siebie. Po za tym, nie twórzmy sztucznej rzeczywistości, jaka nie istnieje. W każdym domu jest bałagan, są przypalone obiady i zepsute gniazdka elektryczne. Wszędzie dzieci nie chcą jeść zdrowego jedzenia, wszystkie matki są zmęczone i rano wyglądają jak zombie. Można tak jeszcze długo wymieniać spis powszechnych niedoskonałości. Kochani perfekcjoniści – dajmy sobie nieco luzu, bo inaczej czekają nas psychotropy 🙂 Proponuję codzienny luz jako dobrą profilaktykę depresji i nerwic 😉

Kobiety nie wierzcie powszechnej ideologii, że będziecie bardziej kochane, jak spełnicie społeczne oczekiwania. Te oczekiwania, to zwykła przemoc psychiczna! Dopiero w wolności człowiek rozkwita i kobiecość też. Bądźmy wolne, twórzmy własną odmianę kobiecości i cieszmy się sobą i życiem! 🙂