Sprawiedliwość nasza codzienna

W Piśmie Świętym jest sporo tekstów zachęcających do czynienia sprawiedliwości. Zawsze mnie to nieco intrygowało, ponieważ zastanawiałam się, jak wiele tej sprawiedliwości mogę czynić ja – zwykły „żuczek”? Może zbyt wiele rozumiałam pod tym wielkim pięknym słowem?

Ze sprawiedliwością jest podobnie, jak ze zdrowiem: dopiero przy jej starcie uczymy się ją dostrzegać i doceniać. Doświadczenie na własnej „skórze” bolesnej i gorzkiej prawdy, czym jest sprawiedliwość, a raczej – czym jest jej brak, doprowadziło mnie do poszerzenia spektrum jej rozumienia.

Łzy – oto moi mali i skuteczni przewodnicy do głębi własnego serca i nauczyciele empatii.

Doznałam niesprawiedliwości ze względu na młody wiek, ze względu na moją płeć (najczęściej!), ze względu na brak posiadania dużego majątku i brak „wpływów” społecznych, ze względu na wrodzoną życzliwość, ze względu na osobistą wrażliwość i wiele innych aspektów, które można jeszcze długo wymieniać. Doświadczyłam niesprawiedliwości zarówno od najbliższych mi osób, od pracodawców, nauczycieli, znajomych i przypadkowych osób, jak i od sądu rejonowego. Niesprawiedliwość jest po prostu: wszędzie! Ta generalizacja nie służy, wbrew pozorom, narzekaniu naszemu powszedniemu.

Tak więc epidemia niesprawiedliwości zaprowadziła mnie do refleksji, jak wiele mogę zrobić w temacie sprawiedliwości, jako mały „żuczek”! Sprawiedliwość bowiem nie musi być sprawiedliwością wtórną, zadośćuczynieniową (zgodnie w powszechną teorią sprawiedliwości), lecz tą pierwotną, czyli czyniniem dobra, jako postawą społeczną. Co pod tym stwierdzeniem rozumiem? Otóż sprawiedliwość może być po prostu traktowaniem drugiej osoby w sposób godny, uważny i pełen szacunku. Bez stawiania jakichkolwiek warunków  godności drugiej osobie. Niby proste, nieskomplikowane i tak trudne.

Parę tygodni temu prowadziłam lekcję wychowawczą dla szóstoklasistów. Napisałam na tablicy zdanie: „Każdy zasługuje na szacunek”. Spytałam, czy jest ktoś, kto się z tym nie zgadza? Był ktoś… a dokładnie: wszyscy! Nikt wśród dwudziestu nastolatków się nie znalazł, kto by się zgodził, że istnieje szacunek do drugiej osoby bez warunków. 

Jesteśmy wychowywani, że na szacunek powinniści zapracować, następnie całe życie musimy udawadniać wszystkim wokół, że rzeczywiście zasługujemy na ów szacunek. Co – oczywiście(?)- nie gwarantuje, że spełnimy wszystkie i wszystkich warunki…

Mogę czynić sprawiedliwość każdego dnia traktując drugą osobę z przynależną jej/jemu godnością. Mogę. Nie wykracza to poza naszą ludzką umiejętność, sprawczość, możność czy intelekt. Zostaje więc pytanie: czy chcę? 

______

Foto: Martin Stranka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *