Im mniej mamy, tym więcej/głębiej doceniamy.
Ja obecnie – np. CZAS! 🙂
Posiadając niewiele, staramy się konsumować uważnie i powoli. Chociażby dlatego, by starczyło na dłużej, bądź by tą chwilę pamiętać, kiedy nie będziemy już mieli nic. Choć stan posiadania ‚niewiele’ jest trudny z rożnych powodów, czyni swojego ‚posiadacza’ miłośnikiem. Można być miłośnikiem wielu rzeczy, spraw i zjawisk.
Niestety jako naród wręcz lubimy się fascynować własnymi brakami, zamiast rozmiłowywać w naszym ‚małym’. Ale to tylko stereotypy i nie o tym dziś myśl.
Podobno najszczęśliwsi w badaniach socjologicznych okazali się najbiedniejsi. I w tym właśnie coś jest. W obfitości jakoś człowiekowi mdło lub leniwie. Kiedy jednak doświadcza braku, budzi się z własnego snu. Bystrzeje, wytęża zmysły, napina mięśnie, kombinuje. A kiedy osiąga swoją małą ‚wisienkę na torcie’ rozkoszuje się w pełni radości.
Tylko ten ludzki apetyt zawsze przekracza nasze potrzeby. Apetyt mamy nieskończony. Ale teraz modne diety…
Ach ten świat paradoksów: diety w czasach konsumpcjonizmu i radość deficytu…
