Daily Archives: 25 sierpnia 2010

kreatywność cierpiętnika

Jakoś taka natura ludzka (?), że zamysł nad światem nam się włącza, kiedy nam coś w życiu uwiera. Jak codzienność opływa lukrem, to jakoś spada mi refleksyjność, a pojawia się upajanie tą słodyczą lekkości. Niemniej jednak przy zbytnim cierpieniu brak sił na twórczość, bo deficyt pozytywów trzeba jakoś nadrobić odpoczynkiem. Tak więc by coś stworzyć potrzebna i niewygoda i przestrzeń/czas na refleksję.

Wielcy filozofowie, jak i pisarze różnorakiej maści tworzyli pod kreatywnością właśnie swojego cierpienia (choroby, prześladowań, itp.). Tak więc życiowy trud jest gruntem pod owocną myśl.

Inna sprawa, że mądrość przychodzi w doświadczeniu (tym trudnym również) i potrzebuje czasu. Moja najdroższa Babcia zadziwiała mnie swoim dystansem do wielu spraw. Po wielu latach życia inaczej rozumiemy otaczającą nas rzeczywistość, siebie i innych. Sama widzę, że im jestem starsza, tym więcej mam cierpliwości w sprawach kontrowersji, więcej zrozumienia dla ludzkich błędów i głupoty oraz mniej chęci walki o argumenty.

Nigdy nie starczy nam życia by pojąć i zbadać wszystko, co nas frapuje, zachwyca i otacza. Nie starczy nam sił, by zastanowić się nad każdym cierpieniem, nie zdążymy każdego naszego bólu przekuć na mądrość dla innych.

Oby tylko starczyło nam czasu kochać i mieć czas dla tych, których kochamy. To wystarczy.

mit ‚radzenia sobie’

Po pół roku bycia mamą doszłam do wniosku, że nie wiem, co oznacza ‚radzenie sobie jako matka’? Czy to stan, kiedy fascynacja dzieckiem góruje nad bałaganem w domu? Czy to ugotowany obiad kosztem prasowania? Czy to poczucie radosnej ‚głupawki’ po nieprzespanej nocy?

A może nie ma czegoś takiego, jak ‚radzenie sobie’? Może wszystkie matki nie radzą sobie i to jest ok? A może wszystkie radzą sobie, tylko nie oznacza to, że jednocześnie siedzą i bawią się z dzieckiem, nogą zmywają podłogę, drugą nogą gotują obiad a łokciem piszą artykuł na komputerze? Już sama nie wiem…

Brakuje mi rąk. Cieszyłabym się (pewnie tylko ja, bo mąż już chyba nie… ;)) gdybym wyglądała jak ośmiornica z 4 parami rąk. Jedna para by nosiła dziecko, druga prasowała, trzecia gotowała, czwarta sprzątała…itd. Jeszcze tylko brakuje klona co by pójść w tym czasie do pracy, no i wstawać w nocy… Chociaż nie ma co  tu pisać o wielkich zajęciach czy osiągnięciach, wystarczy wspomnieć o marzeniu by wziąć prysznic, kiedy chcę, pomalować paznokcie czy wypić ciepłą kawę. Jak dopada mnie frustracja, to sobie myślę, że ludzie mają przecież i dwójkę dzieci, trójkę, czwórkę… itd. ale z każdym kolejnym wydają mi się mieszkać na coraz odleglejszej planecie… 😉

Przyzwyczajam się, że ‚radzę sobie’ oznacza stan, kiedy jestem zmęczona i nie mam ochoty na nic, że brakuje sił by się uśmiechnąć słysząc dobry kawał, że mam worki pod oczami i niedobory witamin, że ze zmęczenia chce mi się wyjść z domu i bez żadnego sensu chodzić po ulicach, robić rzeczy, którym całkowicie brakuje jakiegoś sensu i celu…

A piszę to bo może zaglądnie tu jakaś młoda matka (jak ja) co sobie myśli, że wszystkie kobiety oprócz niej radzą sobie ze wszystkim i mają jeszcze czas na tipsy u kosmetyczki (choć mi by wystarczył luksus przeczytania gazety).