w domu

W chaosie różnych trudności i niekorzyści dobrze mieć „dom”, który ukoi, przyniesie upragnione odprężenie, akceptację, nowe siły i nadzieję.

Tylko gdzie on jest? Jaki ma być?

Mój jest całkowicie ukryty i niedostępny, a jakże paradoksalnie ciepły, spokojny, pełen światła i nadziei.

Utkałam go w samotności, chociaż nie byłam sama. Tkałam go latami razem ze Stwórcą, z którym spotykałam się w moim byciu – czasoprzestrzeni pomiędzy ciałem z sercem i wątrobą, zmysłami, duszą, psychiką, krainą intelektu i marzeń. Jest tam gęsty las, pełen życia i radości, jest ciepłe słońce, jest Źródło.

Nawet jak długo tam nie zaglądam, wciąż radość i słońce trwają niezmienne świeże. Witana tam jestem uściskiem ramion i ciepłym uśmiechem. Azyl akceptacji. Tam bez pośpiechu popijam kawę, tam bez troski patrzę w dal, ogrzewam promieniami, nasycam się, odzyskuję życie. Źródło wypełnia mnie, nawadnia, przepełnia… wtedy zaczynam kwitnąć.

Odpoczynek owocuje i przeradza się w
kreatywność,
siłę,
działanie,
tworząc piękno,
życie rodzi życie…

Kiedy brakuje sił by dalej biec, muszę choć na chwilę odpocząć  w moim „domu”.

Kiedy marzę o życiu wiecznym, o niebie, to właśnie mój „dom” jest tym wzorcem mojego spełnienia. Moja, utkana z własnych pragnień, nadzieja.

Nadzieja, w której zasiadam, jak w ciepłym domu: spokojna, promienna, szczęśliwa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *