Im mniej mamy, tym więcej/głębiej doceniamy.
Ja obecnie – np. CZAS! 🙂
Posiadając niewiele, staramy się konsumować uważnie i powoli. Chociażby dlatego, by starczyło na dłużej, bądź by tą chwilę pamiętać, kiedy nie będziemy już mieli nic. Choć stan posiadania ‚niewiele’ jest trudny z rożnych powodów, czyni swojego ‚posiadacza’ miłośnikiem. Można być miłośnikiem wielu rzeczy, spraw i zjawisk.
Niestety jako naród wręcz lubimy się fascynować własnymi brakami, zamiast rozmiłowywać w naszym ‚małym’. Ale to tylko stereotypy i nie o tym dziś myśl.
Podobno najszczęśliwsi w badaniach socjologicznych okazali się najbiedniejsi. I w tym właśnie coś jest. W obfitości jakoś człowiekowi mdło lub leniwie. Kiedy jednak doświadcza braku, budzi się z własnego snu. Bystrzeje, wytęża zmysły, napina mięśnie, kombinuje. A kiedy osiąga swoją małą ‚wisienkę na torcie’ rozkoszuje się w pełni radości.
Tylko ten ludzki apetyt zawsze przekracza nasze potrzeby. Apetyt mamy nieskończony. Ale teraz modne diety…
Ach ten świat paradoksów: diety w czasach konsumpcjonizmu i radość deficytu…
dokładnie, gdy człowiek coś osiągnie chce tego więcej i więcej, i więcej… tacy już jesteśmy, czasem odnoszę wrażenie, że nie ma dla nas określonego szczytu, po którym już sobie odpuścimy. pozdrawiam i zapraszam do siebie 🙂
chodzi o to że tylko 5% ludzi ma dostęp do bieżącej wody, wiec jesteśmy wybrańcami, ale nas interesuje jedynie to skąd sąsiad ma samochód i pieniądze na mieszkanie, skoro ma tylko mały sklepik z butami. Zastanawiała się również czy trzeba coś stracić aby coś docenić? Czy nie można doceniać wcześniej zanim się to straci? Ale wydaje mi się, że jeśli coś jest oczywiste (że mamy 2 ręce, 2 nogi, serce, płuca itp.) to nie jest to powód do dziękowania Bogu (czy innemu stwórcy 🙂 ).
Cieszmy się tym co mamy i tym co możemy mieć. Po prostu jeśli coś bardzo chcesz to to się spełni ale nie zazdrość tylko podziwiaj i dąż 🙂